Kocham spędzać czas na świeżym powietrzu. Uwielbiam spacerować, oddychać świeżym powietrzem i w ogóle ruszać się. Nie, nie biegam maratonów, ale zjeżdżam czasem z synem ze zjeżdżalni i bawię się w piaskownicy.
I taki właśnie jest ten blog, w większości poświęcony placom zabaw i aktywnym zabawom.
Ale nie dajmy się zwariować. Jestem tylko człowiekiem i w taki jesienny dzień, czasem lubię posiedzieć w ciepłym mieszkaniu, pachnącym czekoladowym ciastem, przykryć się ciepłym kocykiem i wypić zimową herbatę.
Chciałabym, ale nie do końca się tak da. Ciasto zrobię oczywiście, ale herbatę najczęściej wypijam już zimną (no w końcu zimowa:), bo ją gdzieś postawię i zajmę się setką innych rzeczy, które w domu są zawsze do zrobienia. A o kocu mogę zapomnieć. Obecnie mój ulubiony zielony polarowy kocyk, to dach domku, w kąciku mojego synka, który zrobił sobie przy kaloryferze. Ale ciasto jest.
Pogoda raczej nie zachęca do szaleństw na placu zabaw i nie o zimno chodzi, a o wszędzie obecną wodę. Wszystko jest mokre, więc na zjeżdżalni da się zjechać tylko raz, bo potem już wątpliwa przyjemność zabawy z mokrymi na pupie spodniami.
Ale jest takie miejsce, gdzie jest zjeżdżalnia i plac zabaw i jest tam sucho i przyjemnie.
Odwiedziliśmy całą rodzinką Pompon na warszawskiej Woli. Bardzo kolorową kawiarenkę z placem zabaw w środku.
Jako wielbicielka kawy (żadną tam specjalistką od tego napoju nie jestem, lubię ją tak zwyczajnie) oczywiście skusiłam się na taką z ciepłym mlekiem, a mój syn w tempie ekspresowym pozbywając się butów pobiegł się bawić.
Miejsce jest bardzo sympatyczne i przyjazne dzieciom. Nie łatwo jest na pewno z sensem zorganizować taką przestrzeń, a w Pomponie jest to zrobione z głową przy wykorzystaniu dostępnej powierzchni. Jest wydzielona przestrzeń dla maluchów, w której znajdują się różne atrakcje do zabawy ruchowej. Jest cudowna drewniana zjeżdżalnia, na którą prowadzą szerokie schody i ruchomy mostek. Można zjechać na dwie różne strony świata.
Do dyspozycji dzieciaków są drewniane domki, podczas naszej wizyty wypełnione materacowymi kształtkami, które można wyciągać i składać z nich rożne tory przeszkód. Jest wieża ze sznura do wspinaczki i podwieszona, ruchoma platforma do ćwiczenia równowagi i koordynacji. Są duże klocki do kreatywnego tworzenia konstrukcji.
Na ścianach wiszą sensoryczne drewniane tablice, ale warto byłoby niektóre z nich powiesić ciut niżej, bo mój syn wzrostu ok 1 metra ledwo do nich dosięgał.
Oddzielnie wydzielona jest przestrzeń z zabawkami dla maluchów raczkujących tak, aby nie stratowały ich biegające już maluchy.
W trakcie bieganiny mój syn zgłodniał, więc zjedliśmy zupę pomidorową z kluseczkami (była smaczna, taka domowa).
Miejsce bardzo mi się podobało, jest naturalne i nie ma niepotrzebnych zabawek. Jest tam kolorowo i praktycznie zarazem.
Wady? No cóż, lokalizacja nie pozwala na za wiele, za oknem jeżdżą tramwaje, więc raczej nie ma opcji ogródka letniego ze stolikami i krzesełkami na zewnątrz. Wejście po schodkach, ze stromym podjazdem dla wózka – no jest, ale co z tego? Jak daję radę dostać się z wózkiem do pociągu to dałabym radę wejść i do środka (dla matki nie ma rzeczy niemożliwych), tyle, że nie wiem gdzie tam zmieściłby się wózek, bo miejsca ciut mało na parking dla wózków. Jest listopad, więc w środku jest przyjemnie ciepło, nawet ciut za ciepło jak dla mnie i dzieciaków chyba też.
To miejsce jest wyjątkowe. To miejsce dla ludzi, którzy mają dzieci i chcą się spotkać z innymi znajomymi, którzy najlepiej też mają dzieci. Jest tam dość głośno.. bo są tam dzieci. I tak ma być po prostu. Nikomu to tam nie przeszkadza.
Wiem też, że organizowane są tam dodatkowe zajęcia dla dzieciaków, w dwóch salkach specjalnie na to przygotowanych, ale akurat tam z takich nie korzystałam, więc się nie wypowiadam.
Ktoś może mieć wątpliwości i się czepiać, że trzeba zapłacić za wstęp na ten plac zabaw, ale ja to rozumiem. W końcu ktoś ciężko tam pracuje, wymyślił ten biznes i dba o niego i w jakiś sposób odsiewa to ludzi, z którymi prowadzące biznes chcą mieć do czynienia od tych, którzy zawsze chcą więcej od innych, niż sami gotowi są od siebie dać.
Na końcu napisze, że nie jest to żadna reklama tego miejsca, za kawę zupę i ciasto zapłaciłam sama, a opisałam je dlatego, że tym się zajmuję na tym blogu. Szukam i opisuję miejsca, w których fajnie jest spędzać czas rodzinnie razem.
Ja zachęcam was do wizyty w Pomponie.
Jeśli kiedyś otworzę takie miejsce dla dzieci i rodziców, na pewno będę piekła tam ciasta. Nie tylko czekoladowe. Ale nie w tych wielkich piecach gastronomicznych, tylko w domowej małej kuchence. Będą wyjątkowe, smaczne i z prawdziwymi jajkami, masłem i wanilią i będzie pachniało nimi wszędzie.
Anka Parzyszek / dzieciakinatrzepaki.pl